wtorek, 25 sierpnia 2015

Stańmy się jak dzieci...

Dlaczego Chrystus stawia warunek: jeśli nie staniecie się jak dzieci to nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego? Co takiego jest w dzieciach? Przecież nie mają wykształcenia, doświadczenia życiowego.
Niedawno byłam na rekolekcjach jako wychowawca do dzieci. Nie był to mój pierwszy raz. Za każdym razem uczę się czegoś nowego. Na tym wyjeździe górowało przyznanie się to tego, że czegoś nie potrafię, coś mi nie idzie. Dzieci dają sobie prawo do "nieumienia" i powiedzenia tego na głos, do prośby o pomoc. A nawet mają dużo większy dystans do siebie niż my, podobno dorośli. Potrafią się z siebie śmiać. Dzisiejszy wyścig szczurów nie pozwala nam na to, żeby pokazać, że nie umiem, że w tym nie jestem dobry. I tu pojawiają się maski, zakładamy je, żeby nie dać się wyeliminować, bo to oznacza wyrzucenie na margines - jak odpadasz z wyścigu to giniesz. I z tej lekcji trzeba wyciągnąć wniosek, że nie jesteśmy wszechwiedzący i wszechmogący. Jesteśmy słabi. Jezus wymaga tego, żebyśmy uznali, że upadamy, że czegoś nie umiemy przeskoczyć. Pan nas tak cudownie stworzył, żebyśmy potrzebowali się nawzajem, każdy z nas ma inne zdolności i talenty, które powinien odkrywać i dzielić się z innym.
Kolejną zauważoną przeze mnie rzeczą jest to, że dzieci są odbiciem lustrzanym swoich rodziców. One jak gąbka chłoną zachowania, gesty a nawet cechy rodziców i naśladują. Na tych rekolekcjach miałam mały kontakt z rodzicami i wcale nie musiałam ich poznać, żeby ich w jakiejś części znać. I jest to jedna z cech, której Bóg od nas wymaga - jako Jego dzieci mamy się do Niego upodabniać, stać się Jego lustrzanym odbiciem, żeby zagubione owce do Niego przyprowadzić.
Ostatnią cechą o której chcę pisać to jest to dziecięce zaufanie. Po każdych zajęciach dzieci były odbierane przez swoich rodziców. Jedne wcześniej, a inne musiały trochę dłużej poczekać. Te które czekały nie wściekały się, nie marudziły, że tata się spóźnia, nie usłyszałam, żeby wątpiły czy w ogóle przyjdzie. I jak już wreszcie się rodzic pojawiał na horyzoncie to pierwszy był okrzyk radości, nie było wyrzutów. Tak często wyrzucamy Bogu, że się spóźnił, albo zapomniał o nas. Nie mamy tej dziecięcej ufności, że Tata nas kocha i nie może o nas zapomnieć. A jeśli się spóźni czy milczy to ma jakiś plan, chce nam coś uzmysłowić, pokazać, chce nas czegoś nauczyć.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Potrzeba Lekarzy....

Po dłuższej przerwie spowodowanej wieloma zawirowaniami w życiu prywatnym no i oczywiście przygotowaniami do matury (które nadal trwają) chcę napisać o czymś, co mnie mocno dotknęło. Zacznę od dwóch cytatów:

"- Mówiono mi, że kiedy leczysz przypadki banalne i niegroźne - robisz to niejako z obowiązku, ożywiasz się prawdziwie, dopiero kiedy zaczyna się gra. Kiedy zaczyna się wyścig ze śmiercią.
- Na tym polega przecież moja rola." (Hanna Krall, Zdążyć przed Panem Bogiem)

"Marek Edelman zawsze czuł się odpowiedzialny za ludzkie życie, angażował się w pracę, potrafił wyjść po za zawodową rutynę Zawsze jednak miał świadomość, że wszystkich nie można ocalić(...)" (moja notatka z lekcji języka polskiego).

W ostatni dzień zeszłego roku odeszła moja babcia, z którą byłam bardzo zżyta i mocno odbiła się na mnie jej śmierć. To była wspaniała osoba, mimo, że jeździła od ok. 7 lat na wózku inwalidzkim, humor jej nie opuszczał. Niedługo po tym jak została sparaliżowana zrobiły jej się potworne odleżyny, lekarze, po usunięciu chirurgicznym martwicy, ze względu na wielkość ran, dawali jej max 3 miesiące życia. To było ok. 6 lat temu.
Skracając historię: w połowie grudnia 2012 babcia trafiła do szpitala z infekcją dróg moczowych. Leczenie nie skutkowało.... Przepraszam, po pięciu dobach w szpitalu babcia nadal nie dostawała antybiotyku, więc też co miało działać... Podziwiam moją mamę, która chodziła za lekarzami i "marudziła", żeby coś robili, bo to nie możliwe, żeby babcia była tak słaba. Mało tego: pojawił się u babci problem z przełykaniem, bolało ją gardło i nie dała rady przełykać, więc przestała jeść. Po tygodniu niejedzenia, moja mama wyprosiła emulsję tłuszczową. Babcia miała też anemię i podano jej aż jedną jednostkę krwi, przy czym żelaza nie dostawała. Zwieńczeniem wszystkiego był udar niedokrwienny, który nastąpił w nocy, więc nikt o nim nie wiedział (bo do sal nikt nie zagląda w nocy).
Nie podobało nam się to co robili, a właściwie czego nie zrobili ludzie, którzy podobno mają leczyć, więc mama poprosiła o ksero dokumentacji. W dokumentacji kilku działań nie było wpisanych, a o których wiedzieliśmy, były przekłamania i, co nas najbardziej zaniepokoiło, nie było wpisów przez 6 dni, które poprzedzały dzień zgonu.
Do czego zmierzam: to tylko jedna z wielu sytuacji, które mają miejsce w szpitalach. Odnoszę wrażenie, że ludzi powyżej 65 roku życia i powyżej 60 kg wagi się nie leczy. Brakuje lekarzy z powołania, mam wrażenie, że większość, tych którzy się zwą lekarzami wybrała ten zawód ze względu na pieniądze. Najbardziej wstrząsnęła mną postawa ordynatora oddziału, na którym leżała moja babcia. Według informacji powieszonej koło drzwi jego gabinetu jest on osobą, która udziela informacji o stanie pacjentów. Ale on nie ma zielonego pojęcia o pacjentach, jedyne co mówi: "my już przygotowujemy mamę/tatę/itd do wypisu" i to co mnie najbardziej zbulwersowało to to, że on przed ludźmi ucieka, nie chce rozmawiać.

Te wydarzenia i kolejne, o których już wspominać nie będę, mocno mnie zmotywowały, żeby studiować medycynę. Chcę zrobić wszystko, żeby jak najlepiej nauczyć się i potem wykonywać swoją pracę. A wspomniane na początku cytaty bardzo zapadły mi w pamięć po lekcji języka polskiego, na której zaczęliśmy omawiać Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall. Ja jednak trochę inaczej widzę medycynę i to do czego powołany jest lekarz: Bóg obdarzył człowieka rozumem, z którego trzeba korzystać i na ile wiedza, możliwości i etyka pozwalają na tyle trzeba z nich korzystać.

W związku z tym chcę was prosić o modlitwę za mnie, za studentów medycyny i o kolejnych chętnych na ten kierunek, by nie brakło nam Specjalistów i Lekarzy z powołania, a także za lekarzy, by pamiętali jak wielka odpowiedzialność na nich ciąży.

czwartek, 1 listopada 2012

Bal wszystkich Świętych.

Na wstępie tego posta chcę Wam wszystkim życzyć świętości i byśmy spotkali się w niebie, bo dziś w końcu każdy z nas obchodzi imieniny :D

Pewnie niektórzy będą traktować te życzenia z przymrużeniem oka, ale ze swojej strony mogę Was zapewnić, że są szczere i że mam w miarę po kolei w głowie.

Dzisiejszy dzień jest co najmniej dniem radości, o ile nie szczęścia. Dziś po pierwsze mamy radować się z tymi, którzy już są u Boga, ale także mamy sobie (także nawzajem) przypomnieć co jest naszym celem!
Dlatego też piszę. Oczywiście naszym celem jest nic innego jak  ŚWIĘTOŚĆ!!!  Mamy dać się Bogu prowadzić na szczyty świętości.

W mojej parafii na kazaniu, które dziś głosił ksiądz proboszcz, usłyszałam kilka stwierdzeń, którymi chcę się podzielić. I może ładniej będzie jak zrobię to w punktach:

1) Dwie krzywdy, które współcześnie robimy świętości:
     a) ja nie mogę być świętym - często mamy przekonanie, że świętym może być ta czy inna osoba, ale nie ja, ja nie jestem wybrany/a;
     b) ja nie dam rady być świętym - "za wysokie progi na moje nogi", ja się do tego nie nadaję, lepiej usiądę  sobie gdzieś na krzesełku pod ścianą.
             Kochani nie tędy droga, nie bójcie się pragnąć świętości, przecież Bóg mówi: "bądźcie świętymi, jak Ja jestem Święty!"  Pan Jezus powiedział świętej siostrze Faustynie, że gdyby dusza słuchała i szła za Jego głosem, to w szybkim tempie znalazłaby się na szczytach świętości.

2) Ksiądz proboszcz mówił też o jednej błogosławionej, o bł. Matce Teresie z Kalkuty, która mówiła o sobie, że jest ołówkiem w ręku Boga, jest tylko małym ołówkiem, który pozwala Autorowi robić z nim co chce. Ołówek nie ma ambicji być wiecznym piórem ze złotą stalówką, którym są podpisywane ważne dokumenty przez wybitne osobistości; on tylko pozwala, by działa się wola Autora.

Zapragnij świętości, czyli bliskości ze Stwórcą, z Tym, który zna Ciebie najlepiej. Z Tym, który kocha Ciebie  BEZWARUNKOWO, do  SZALEŃSTWA KRZYŻA. Wiem, że nie jest łatwo, bo prawie od razu doświadczysz odrzucenia od świata, świat Cię obrzuci brudem, szlamem, błotem. Ale to będzie tylko potwierdzeniem, że idziesz w dobrym kierunku, że zmierzasz do Niego. Nie przejmuj się światem, on przeminie, a Bóg i Jego Miłość trwają wiecznie.

I tak na koniec jedno pytanie:
Chcesz być sławny i żeby ta sława trwała długo po Twojej śmierci?

Zostań świętym!!! Apostołowie żyli 2000 lat temu, a dziś nadal o nich mówimy, pamiętamy :D

Rok wiary.

Na początku tego posta przepraszam za tak długie milczenie, ale niestety obowiązki stanu nie pozwoliły mi na chwilę odpoczynku. Postaram się nadrobić zaległości w ten długi weekend.

Jak pewnie zauważyliście dokładnie 3 tygodnie temu w Kościele Katolickim rozpoczęliśmy Rok Wiary. Może niektórych dziwi data rozpoczęcia, bo nie wgłębiając się w nic, wygląda ten dzień na wybrany na chybił - trafił. Jednak papież Benedykt XVI wybrał właśnie 11.10., ponieważ obchodziliśmy wtedy 2 rocznice:
            1) 50. rocznica rozpoczęcia Soboru Watykańskiego II-go (11.10.1962r.)
            2) 20. rocznica podpisania przez bł. Jana Pawła II konstytucji apostolskiej, która publikuje Katechizm Kościoła Katolickiego (11.10.1992r.)

Więcej o Roku Wiary można przeczytać w liście apostolskim ogłaszającym go tutaj:

Przez ten rok mamy przyjrzeć się swojej wierze, zgłębić ją m. in. poprzez czytanie dokumentów Kościoła, a szczególnie KKK i dokumentów SWII, które można znaleźć:

Zachęcam również do odwiedzenia strony:  http://rokwiary.diecezja.pl/ , na której można znaleźć wiele informacji i pomocy do jak najlepszego przeżycia tego roku.

To tyle o Roku Wiary. Mam jedną prośbę: nie bójcie się komentować! Na tym blogu komentować może KAŻDY!!!

niedziela, 23 września 2012

Katoliku, obudź się!!!

Przeglądając newsy na różnych stronach natrafiłam na artykuł, który podniósł mi ciśnienie.  

Powyżej link do tegoż artykułu. Ostatnio dostrzegam coraz więcej ataków na Kościół Katolicki, szczególnie w mediach. Pod płaszczykiem "wolności słowa" (notabene fałszywie rozumianej) atakuje się Kościół. To mnie nie dziwi, tego się można spodziewać. Bardziej dziwi mnie to, że nie reagujemy. 

Więc wrzucam pierwszy kamyczek do ogródka Katolików: długo jeszcze będziemy siedzieć jak myszy pod miotłą? Długo jeszcze będziemy stać biernie, gdy plują nam w twarz?

Dodam jeszcze link do komentarza Pana Terlikowskiego, gdyż uważam, że jest na prawdę warty przeczytania:

Nie możemy być bierni, gdy atakują Kościół. Gdyby ktoś w taki sposób atakował Waszych bliskich to na pewno nie stalibyście z założonymi rękami. A przecież Kościół to Ciało Chrystusa ("Wy jesteście Ciałem Chrystusa, a każdy z was jest Jego częścią." 1 Kor 12,27), więc tym bardziej powinniśmy dbać o Nie, stąd też:
po pierwsze: nie możemy być bierni wobec ataków
po drugie: trzeba się przyjrzeć problemowi i starać się go rozwiązać.

PROSZĘ CIĘ, KATOLIKU, NIE ŚPIJ!!! OBUDŹ SIĘ I NIE DAJ SIĘ PONIEWIERAĆ!!!